5
submitted 2 months ago by [email protected] to c/[email protected]
13
submitted 2 months ago by [email protected] to c/[email protected]

Z dedykacją dla szmerowych mądral które pisały np. w wątku o Dymku, że jakby zgwałcił to obroniłoby się to w sądzie.

Otóż tak nie jest.

11
submitted 2 months ago* (last edited 2 months ago) by [email protected] to c/[email protected]

Jak w tytule.

Lincz na lewicowej posłance i jazda jak po łysej kobyle, czy fajna i ciekawa współpraca ponad partyjnymi podziałami?

Przypominam fajne poglądy Marcina Horały:

*Marcin Horała, były szef PiS na Pomorzu, a prywatnie ojciec trzech córek, broni odmowy wykonania aborcji u zgwałconej przez własnego wujka 14-letniej dziewczynki z niepełnosprawnością intelektualną.

(...)

-A jakby pan redaktor sobie to wyobrażał odwrotnie? Jakby pan nazwał kraj, w którym na przykład muzułmanin jest zmuszany do jedzenia wieprzowiny, że ma obowiązek, a jak nie, to zostanie zwolniony z pracy albo będzie ukarany? - zastanawiał się polityk PiS.*

https://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35612,29417918,posel-marcin-horala-porownal-aborcje-u-zgwalconej-14-latki-do.html

12
submitted 3 months ago by [email protected] to c/[email protected]
[-] [email protected] 7 points 3 months ago

Fajne to PAP, takie chłodne i obiektywne. :)

10
submitted 3 months ago by [email protected] to c/[email protected]

Maciej Nowicki

Od początku wojny z Ukrainy uciekło 650 tys. mężczyzn w wieku poborowym. 900 tys. ukrywa się poza systemem rekrutacyjnym. – Kiedy widzisz ludzi w mundurach, wpadasz w panikę – opowiada 25-letni prawnik z Kijowa. Nie ma doświadczenia wojskowego. Podkreśla, że kocha swój kraj, ale nie jest gotowy nikogo zabić, "nawet Rosjanina".

Każdego ranka budzę się o 6.30 i sprawdzam w mediach społecznościowych, gdzie znajdują się oficerowie rekrutacyjni, dzięki temu wiem, których części miasta unikać – mówi Ołeksandr. Z pracy wysyłają po niego samochód, który zawozi go bocznymi ulicami prosto do biura. Z domu wychodzi jedynie późno w nocy, kiedy oficerowie rekrutacyjni skończyli służbę.

Ołeksandr przeprowadził się do Kijowa kilka miesięcy przed wojną. Nie zaktualizował swoich danych osobowych, nie zrobiła tego również jego firma, nie da się więc go wyśledzić w rządowych bazach danych. Stał się "niewidzialny".

Mimo to Ołeksandr wciąż żyje w strachu. Jest przekonany, że wojna potrwa jeszcze bardzo długo i pewnego dnia zostanie w końcu zatrzymany, a potem wbrew własnej woli wysłany na front.

Jeden krokodyl i dwa bakłażany – Kiedy widzisz ludzi w mundurach, wpadasz w panikę – opowiada 25-letni prawnik z Kijowa. Nie ma doświadczenia wojskowego. Ale od 18 maja – gdy Ukraina obniżyła wiek, w którym mężczyźni mogą zostać wcieleni do wojska z 27 do 25 lat – może zostać wysłany na front. – Przeraża mnie, że pewnego dnia ktoś wrzuci mnie do autobusu, wywiezie daleko, zabierze telefon. I zostanę odcięty od świata – tłumaczy. Podkreśla, że kocha swój kraj, ale nie jest gotowy nikogo zabić, "nawet Rosjanina". Unika miejsc publicznych takich jak stacje metra, gdzie policja często sprawdza dokumenty, szukając uchylających się od służby. Ci z jego kolegów, którzy najbardziej boją się wcielenia do wojska, nie wychodzą z domu.

Dima, producent wideo, podróżuje między ukraińskimi miastami tylko nocą, aby uniknąć oficerów poborowych. Zaoszczędził tysiące euro, aby zapłacić łapówkę: – Nie chcę służyć. Nie wiem, co jeszcze mogę na ten temat powiedzieć.

Powstają kolejne kanały Telegramu, na których użytkownicy zgłaszają obecność funkcjonariuszy szukających uchylających się od służby Jeden z nich o nazwie Call Up Notices Ukraine ma ćwierć miliona subskrybentów i ostrzega, np. że "jeden krokodyl" (słowo kodowe oznaczające oficera armii, ze względu na zielony kolor munduru) i "dwa bakłażany" (funkcjonariusze policji) kręcą się w pobliżu McDonalda. Inny używa prostego kodu meteorologicznego. Oficerowie są nazywani "chmurami" lub "deszczem". Typowa wymiana zdań wygląda tak: "Jaka jest pogoda na stacji metra Obrońców Ukrainy?". Odpowiedź brzmi: "Trzy chmury przykryły młodego chłopaka".

Badanie przeprowadzone w lutym przez Info Sapiens, ukraiński instytut badań społecznych, pokazało, że połowa potencjalnych rekrutów nie jest gotowa do walki. Tylko co trzeci zamierza udać się na front. Reszta jest niezdecydowana.

– W telewizji wciąż pojawiają się oficerowie, którzy mówią, że jeśli nie dostaniemy więcej pieniędzy i amunicji ze Stanów Zjednoczonych i Europy, to wszyscy na froncie zginą w ciągu kilku tygodni, ponieważ Rosjanie produkują wiele dronów i mają więcej pocisków – tłumaczył Mykoła Kniażycki, opozycyjny parlamentarzysta. Wielu potencjalnych rekrutów, którzy wierzyli, że Ukraina może odnieść sukces przy wsparciu zachodnich sojuszników, uważa, że Zachód jest zmęczony i zmusi Kijów do kompromisu z Rosją. Tak więc ich ofiara i tak pójdzie na marne.

Wciąż pojawiają się nowe plotki: Wołodymyr Zełenski ma zamiar obniżyć wiek poboru do 20 lat. Krążą przerażające opowieści o zmobilizowanych, którzy nie otrzymują sprzętu i którym każe się zbierać na własną rękę pieniądze na jego zakup.

Strach podsycają również filmy krążące w mediach społecznościowych. Na jednym z nich widać grupę zamaskowanych oficerów rekrutacyjnych, brutalnie wciągających mężczyznę z autobusu do czekającej obok furgonetki. Inny film nakręcony w Kijowie pokazuje czterech policjantów brutalnie porywających młodego człowieka z ulicy i wciągających go do zaciemnionego samochodu. Jeszcze inny – bójkę między rekruterami a cywilami w Charkowie (wojsko wydało oświadczenie, że oficerowie zostali "agresywnie sprowokowani" i jeden z nich został ranny. Dodano jednak, że funkcjonariusze nie powinni byli wdawać się w bójkę).

Wiele pogłosek wykorzystywanych jest przez rosyjskich propagandystów, którzy publikują na portalach społecznościowych posty mówiące o tym, że ukraińscy dowódcy nie dbają o życie żołnierzy i że Ukraińcy powinni unikać poboru do wojska. Często pojawiają się klipy promowane za pomocą fałszywych kont, które pokazują zdjęcia coraz większych ukraińskich cmentarzy wojskowych.

– Coraz bardziej dominuje dysonans poznawczy. Ukraińcy chcą zwycięstwa dla swojego kraju, ale w taki sposób, aby oni ani ich bliscy nie zostali wcieleni do wojska. Niektórzy próbują uciec za granicę, niektórzy się ukrywają – komentuje ukraiński analityk polityczny Wołodymyr Fesenko.

Policja wie o prawie 100 tys. mężczyzn, którzy próbują uniknąć poboru, nie stawiając się w lokalnych centrach rekrutacyjnych po otrzymaniu dokumentów powołania. 20 tys. z nich zostało już złapanych. Liczba osób pozostających poza systemem – ponieważ nie uaktualnili swoich danych – jest znacznie większa, wynosi 900 tys.

Nie ma drogi powrotnej Od początku wojny z kraju uciekło 650 tys. ukraińskich mężczyzn w wieku poborowym, niektórzy z fałszywymi dokumentami zezwalającymi na opuszczenie Ukrainy. W kwietniu na jednym z przejść granicznych wojskowi złapali krępego 44-latka. Przebrał się za kobietę i używał paszportu siostry. Ale kamuflaż był fatalny – źle dopasowana peruka, czarna spódnica na ewidentnie męskich nogach oraz piersi z pakułów. Zostanie wysłany na front.

Porucznik Władysław Tonkosztan z posterunku w Mukaczewie zatrzymał niedawno mężczyznę na brzegu Cisy, gdzie przygotowywał się do przeprawy na węgierską stronę. Chciał spotkać się z żoną i dziećmi, których nie widział od dwóch lat, odkąd uciekli za granicę. – Nie możemy osądzać tych ludzi, ale jeśli wszyscy odejdą, kto będzie bronił Ukrainy? – mówi porucznik. W trakcie przeprawy przez Cisę utonęły 33 osoby – najmłodsza miała 20 lat. Prawdopodobnie ofiar jest znacznie więcej, zdaniem strażników wiele ciał utknęło w trzcinach pod wodą i nigdy nie zostaną odnalezione. Po tym, jak utonęła dziesiąta osoba, zaczęto publikować zdjęcia i filmy ofiar, aby odstraszyć przyszłych uciekinierów. Ale strach przed walką na froncie i wizja lepszego życia po drugiej stronie granicy sprawiły, że chętnych nie ubywało.

Tylko w ciągu ubiegłego roku oddział strażników w Mukaczewie rozbił 56 gangów trudniących się przemytem ludzi. Na początku inwazji stawka za przerzucenie jednej osoby przez granicę wynosiła około 2 tys. dol. Dziś – po tym, jak władze znacznie zaostrzyły kontrole po wejściu w życie nowej ustawy o mobilizacji – cena wzrosła i wynosi od 6 do 10 tys. dol. – Wcześniej przenosiliśmy ich jak muchy. Teraz jest tam setka żołnierzy, gdziekolwiek spojrzeć – mówił jeden z przemytników. Jeszcze w marcu w ciągu jednego dnia przeprowadził grupę liczącą blisko 100 osób. Teraz byłoby to niemożliwe. Powstały dziesiątki punktów kontrolnych. Oficerowie podlegają szybkim rotacjom, co oznacza, że znacznie trudniej nawiązać z nimi "relacje biznesowe". Przemytnicy twierdzą, że są w stanie obsłużyć jedynie niewielką część tych, którzy chcieliby uciec przez granicę.

– Przed psami można zamaskować swój zapach, największym problemem są drony – mówił jeden z przemytników. Używa brezentowych płacht, aby zapewnić osłonę, i twierdzi, że polega na informacjach od swoich kontaktów, aby uniknąć namierzenia. Przeprawa kosztuje u niego 6 tys. dol. Ale każdy, kto umie pływać i jest gotowy sam przepłynąć Cisę, dostaje 2 tys. zniżki. Woda w rzece jest bardzo zimna, a prądy bardzo silne.

Droga przez Cisę zabiera kilka godzin, ale wielu przemytników uważa, że znacznie lepiej wybrać przeprawę przez góry. Jest dłuższa – zajmuje od 12 godzin do kilku dni. Ale – zdaniem gangów trudniących się przerzutem ludzi – bezpieczniejsza.

Gdy Andrij otrzymał wezwanie do wojska, przelał 15 tys. euro w kryptowalucie przemytnikowi w Odessie i kupił fałszywy dowód osobisty. Przemytnik zniknął, ale wujek polecił mu kolejnego i Andrij znowu wpłacił 15 tys. euro. Potem dowiedział się, że wujek przejął połowę tej kwoty za "pomoc".

Gdy ruszył w drogę przez Karpaty, przewodnik narzucił mordercze tempo. Czteroosobowa grupa została zredukowana do trzech osób już na samym początki wędrówki, gdy 22-letni chłopak zaczął wymiotować i odpadł. Potem kolejny uczestnik zboczył z kursu i nie udało mu się znaleźć pozostałych.

– Wielu młodych Ukraińców mówi, że wolą umrzeć w górach niż na wojnie. To dzieci, które nigdy w życiu nie walczyły i boją się iść na front – opowiada Dan Benga, szef ratownictwa górskiego w regionie Maramuresz. W połowie maja był wysoko w górach, gdy w telefonie usłyszał głos młodego ukraińskiego uciekiniera. – Jest mi tak zimno – powiedział 21-latek. Był wykończony po trzech dniach marszu przez ośnieżone góry.

Poprosił chłopaka o dokładne współrzędne GPS i wysłał po niego ratowników. Wcześniej jego zespół został poinformowany o dwóch ciałach w śniegu jeszcze wyżej w górach. Ale dla nich było już za późno. Zostali zniesieni w workach na zwłoki. Na niższych stokach roztapiający się śnieg czasem ukazuje "przebiśniegi" – rozmarzające ciała młodych mężczyzn.

Ci, którym udało się uciec, nie żałują swojej decyzji. – Rozumiem, że rodacy mogą mnie krytykować. Ale kierował mną instynkt przetrwania – mówi jeden z nich. Podkreśla, że nadal wierzy w swój kraj, który walczy o swoją wolność. I ma nadzieję, że Ukraina podniesie się po wojnie. – Ale stanie się to beze mnie. Ten kraj już dla mnie nie istnieje. Nie ma drogi powrotnej.

Dokąd zmierzamy? Niedawna decyzja o obniżeniu wieku poborowego z 27 do 25 lat nie rozwiąże problemów na froncie. Populacja 25— i 26-latków na Ukrainie wynosiła około 470 tys. według danych z 2022 r. Jednak wielu z nich już służy w wojsku, mieszka na obszarach okupowanych lub poza Ukrainą i niemal na pewno nie wróci. Ma pracę lub niepełnosprawność, które zwalniają ich z poboru.

Dezercje (zwłaszcza na wschodzie, gdzie w niektórych jednostkach dezerteruje co dziesiąty) i unikanie poboru są coraz większym problemem. A zdesperowani oficerowie uciekają się do siły: ściągając pozbawionych motywacji mężczyzn z ulic i wysyłając ich do walki, tworzą błędne koło strachu. Nienawiść do oficerów rekrutacyjnych odzwierciedla jedno z ich określeń w języku potocznym: "złodzieje ludzi".

– Przywódcy polityczni postanowili unikać kwestii mobilizacji przez większą część wojny. Nie udało się zaplanować tempa rekrutacji, szkolenia i uzupełniania wojsk w pierwszym roku wojny – podkreśla Petro Burkowski, szef ukraińskiego think tanku Fundacja Inicjatyw Demokratycznych.

– Dlaczego nie rozpoczęto mobilizacji wystarczająco szybko, kiedy zrozumiano, że ta wojna potrwa dłużej niż rok lub dwa? I dlaczego w obronie naszego kraju wciąż polegamy na tych samych ludziach? – pyta żona żołnierza, który od początku wojny służy na froncie. – Dlaczego niektórzy mężczyźni walczą w obronie swojego kraju, a inni zachowują się tak, jakby nic się nie działo?

Braki kadrowe są obecnie najważniejszym problemem Ukrainy. – Wróg przewyższa nas liczebnie 7-10 razy – mówił gen. Jurij Sodol podczas przemówienia przed głosowaniem nad projektem ustawy o mobilizacji. Pewien dowódca batalionu żalił się, że jego jednostka ma obecnie mniej niż 40 żołnierzy – w pełni wyposażony batalion liczyłby ponad 200 żołnierzy. W ciągu ostatnich pięciu miesięcy przysłano mu pięciu nowych ludzi. Na dodatek jakość nowych nielicznych rekrutów jest kiepska. Dowódcy skarżą się, że niektórzy nie potrafią nawet złożyć i rozłożyć broni. Brak im podstawowego przeszkolenia i gdy trafiają na linię frontu, nieraz porzucają sprzęt i uciekają. – Dokąd zmierzamy? Nie wiem. Nie ma żadnych pozytywnych perspektyw. Absolutnie żadnych. I najprawdopodobniej front gdzieś się załamie, tak jak to miało miejsce w 2022 r., w regionie Charkowa – ostrzega jeden z dowódców.

9
submitted 3 months ago by [email protected] to c/[email protected]
4
submitted 3 months ago* (last edited 3 months ago) by [email protected] to c/[email protected]
3
submitted 3 months ago by [email protected] to c/[email protected]

Dla odnotowania, że Onet publikuje też czasem dobre teksty, niestety za paywallem.


Od dłuższego czasu przełamuję wewnętrzny opór, by napisać ten tekst — temat jest dla mnie bardzo osobisty, a problem i jego rozwiązanie porażające w swej oczywistości. Było ono wskazywane już przez wielu, tworząc obecnie poczucie swego rodzaju zdarcia płyty i stawania się głosem wołającego na, nomen omen, puszczy. Tym bardziej niewiarygodna jest sama sytuacja, w której na granicy polsko-białoruskiej nadal giną ludzie, w tym kobiety i dzieci przy, w najlepszym wypadku — obojętności polskich służb i wojska, a w najgorszym — ich aktywnym współudziale w codziennej zbrodni.

Tym bardziej niewiarygodna jest postawa nowego rządu, którego premier — Donald Tusk, miał przewodzić siłom demokratycznym, przywracać praworządność i elementarną choćby przyzwoitość w kraju zniszczonym prawnie i moralnie ośmioma latami rządów brunatnych populistów z PiS. Tymczasem — stał się gorliwym kontynuatorem ich polityki. Polityki dehumanizującej — jak określają ich organizacje broniące praw człowieka na pograniczu — "ludzi w drodze", których zredukował do roli niebezpiecznego narzędzia wojny hybrydowej Putina i Łukaszenki. Polityki skrajnie cynicznej i wyrachowanej, w której faktyczne zagrożenie ze strony wschodnich dyktatur staje się narzędziem prymitywnej propagandy odwołującej się do najniższych instynktów i pierwotnych lęków. Last but not least — polityki prowadzonej nie w imię jakiegokolwiek wyższego dobra, lecz sondaży partyjnej popularności.

Podróbka i tak gorsza niż oryginał Nieskutecznie — jak przypomniała w jednej z naszych dyskusji Agnieszka Holland, podróbka jest zawsze gorsza od oryginału: Koalicja Obywatelska imitująca politykę Prawa i Sprawiedliwości jest skazana na porażkę w batalii o prawicowy elektorat. To problem wiarygodności, a tezę tę potwierdzają nawet ostatnie sondaże, zgodnie z którymi to PiS zyskuje kosztem KO. Mimo wzięcia na sztandary przez Tuska narracji obrony granic przed migrantami i uchodźcami — w najgorszym stylu Kaczyńskiego, Błaszczaka, Kamińskiego i Wąsika. O co więc chodzi i czy zaślepienie rządzących nakaże im prowadzić dalszą licytację z poprzednikami na bezwzględność wobec bezbronnych i zdesperowanych? Nie sposób nie przytoczyć w tym miejscu słów legendarnego cynika francuskiej dyplomacji Charlesa-Maurice’a de Talleyranda: "To gorzej niż zbrodnia – to błąd".

Jak zauważył Paweł Kasprzak z Obywateli RP, słynący dotąd z politycznego wyczucia premier zdaje się coraz bardziej na nim polegać: być może sondaże muszą ustąpić pola subiektywnej projekcji nastrojów społecznych. I nawet jeśli wieloletniej propagandzie PiS zawdzięczamy — od 2015 r. — istotną społeczną niechęć do migrantów o ciemniejszej karnacji, to Tusk w roli obrońcy granicy wiarygodny po prostu nie jest. Traci zarazem szacunek części skonsternowanych (używając najdelikatniejszego słowa) dotychczasowych, "demokratycznych" wyborców. Dla których prawo i humanitaryzm były dotąd elementarzem odróżniającym "nas" od ogółu wyborców PiS.

Nie potrafię pojąć tego jak — podkreślający przy każdej okazji znaczenie rodzinnych wartości premier, który ociepla wizerunek poprzez publikowanie swoich zdjęć z kilkuletnimi wnukami — jednocześnie świadomie autoryzuje i eskaluje działania formacji mundurowych odpowiedzialnych za złe traktowanie, tortury i śmierć cudzoziemców traktowanych na pograniczu jak żywe piłeczki pingpongowe; osób poddawanych bezprawnie, nieraz kilkukrotnie tzw. pushbackom, czyli wypychaniu ich poza niesławny mur ustawiony w roli granicznej bariery. W zamierzeniu — nie do przejścia, w praktyce — dziurawy jak sito. Osób pozostawianych w lesie, przerzucanych przez druty kolczaste, bitych, zmarzniętych i głodzonych. A także — bywa, że wyśmiewanych i okradanych przez funkcjonariuszy i żołnierzy z orzełkiem na czapkach.

W narracji przejętej przez Tuska i jego ministrów bohaterscy żołnierze w trudzie i znoju bronią polskiej ziemi przed młodymi, agresywnymi mężczyznami szturmującymi wschodnią granicę. Abstrahując już od tego, w jakim stopniu stoi za nią cynizm, a w jakim ignorancja — jest to narracja zasadniczo fałszywa. O ile najprawdopodobniej 70-80 proc. migrantów, z którymi mają do czynienia w sposób bezpośredni polskie formacje mundurowe, to relatywnie sprawni fizycznie mężczyźni, to wynika to z tego, że to im najczęściej udaje się skutecznie przekraczać graniczne fortyfikacje. Stanowią oni jednak tylko część przybyszów, wśród których znajdują się kobiety i dzieci, często rodziny tych mężczyzn, którym udało się już — przynajmniej chwilowo — przedostać na drugą stronę.

Od końca kwietnia organizacje humanitarne alarmują o grupie kilkudziesięciu w większości nieletnich Afrykanek, głównie Somalijek, które bezskutecznie błagają o pomoc uporczywie trzymając się zapory. I choć pozornie znajdują się "po drugiej" (białoruskiej) stronie, to w istocie są już na terenie Polski, bo mur został postawiony kilka metrów w głąb polskiego terytorium. Częścią ich dramatu jest siłowe odrywanie go od niego przez zamaskowanych Białorusinów, bicie i — prawdopodobnie — przemoc seksualna, której doświadczają. Część z nich wraca potem — nadal wyglądając ratunku — do stania pod murem. Aktywiści podkreślają, że mogą być ofiarami handlu ludźmi.

Granica w pytaniach i odpowiedziach

Powszechnie zadawane są jednocześnie oparte na fałszywych założeniach te same pytania: dlaczego migranci nie przekraczają granicy legalnie? Dlaczego uchodźcy nie poproszą o azyl na przejściach granicznych? Dlaczego mają rosyjskie wizy? Skąd mieli pieniądze na podróż na Białoruś? Dlaczego są agresywni? Dlaczego mamy się cackać z nielegalnymi migrantami? Mają one w zamierzeniu legitymizować "twardą" postawę polskich służb i politykę pushbacków.

Choć odpowiedzi na nie padały wielokrotnie, to niestety nie przebijały się szerzej do opinii publicznej przez propagandę — tak poprzedniej, jak i obecnej władzy. Postarajmy się zatem ustosunkować do nich w syntetyczny sposób.

Ludzie w drodze w znakomitej większości wypadków nie mogą przekroczyć granicy legalnie — to uzbrojone białoruskie służby decydują o tym, w jakim miejscu się znajdą. Ich wolność poruszania się jest ograniczona, a paszporty są często niszczone przez "opiekunów". A nawet jeśli (i gdy) osoby proszące o ochronę (azyl) zjawiają się na polskich przejściach granicznych, są — prawem kaduka, całkowicie nielegalnie (niezgodnie z prawem międzynarodowym, konstytucją i ustawą o cudzoziemcach) — odsyłane z kwitkiem. Straż Graniczna beznamiętnie lub złośliwie udaje, że ich nie widzi, ignoruje ich wnioski i zamyka przed nimi granicę. Dzieje się tak od lat — choćby na przejściu w Terespolu. I choć w tej kwestii Polska przegrała już wiele postępowań przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, nie zmieniło to sytuacji.

Przybywający do Polski przez Białoruś uchodźcy i migranci z Bliskiego Wschodu i Afryki muszą mieć białoruskie i rosyjskie wizy, bo warunkują one opuszczenie przez nich krajów pochodzenia. Jest oczywiste, że są cynicznie wykorzystywani przez Białorusinów i Rosjan (w tym służby i współpracujące z nimi grupy przemytnicze), którzy pasożytują na ich — często skrajnie trudnej — sytuacji życiowej i idącej za nią desperacji, czerpiąc z nich dochody i starając się destabilizować sytuację na naszej (a więc i unijnej) granicy. To prawda — napływ migrantów z kierunku wschodniego jest częścią szeroko rozumianej wojny hybrydowej. Nie zmienia to jednak faktu, że są oni jej pierwszymi ofiarami.

Kierowane do nich komercyjne oferty nowego życia w Europie są najczęściej pułapką, a nabywcy tej usługi, albo nie mają świadomości związanego z nią ryzyka, albo — w obliczu codziennej beznadziei i zagrożeń — są gotowi je podjąć. Bo w krajach pochodzeniach żyją w nędzy, w obliczu wojen i prześladowań na tle etnicznym, rasistowskim, politycznym, religijnym, czy orientacji seksualnej. Żyją w państwach upadłych, dyktatorskich i trapionych konfliktami. Część z nich — nawet jeśli relatywnie bezpieczna w sensie fizycznym — nie jest w stanie zapewnić godnej egzystencji sobie i własnym rodzinom. Nie można także nie wspomnieć o coraz bardziej drastycznych efektach zmian klimatycznych — takich jak susze i klęski głodu.

Skąd mają pieniądze? Bywają to oszczędności życia, a często na wyjazd składa się cała rodzina, nierzadko wysyłając przysłowiowego "młodego mężczyznę" (jako fizycznie najsilniejszego), którego zadaniem jest następnie sprowadzenie z czasem pozostałych jej członków. Jak zauważył konstytucjonalista, prof. Wojciech Sadurski:

Przyzwoite państwo nie odgradza się od nędzarzy, którzy wydali ostatnie grosze, błagających o azyl w bardziej humanitarnych krajach europejskich. Przyzwoite państwo wykonuje międzynarodowe zobowiązania sprawdzenia podstaw wniosków o azyl.

Okazjonalna agresja, jak ostatni atak nożem na żołnierza (choć oczywiście zasługuje na potępienie) ma najczęściej charakter wtórny. Warto postawić pytanie o jej źródła i zastanowić się, w jakim stanie fizycznym i mentalnym znajdowalibyśmy się w sytuacji przedłużającego się zagrożenia zdrowia i życia, stając się ofiarą brutalności strażników (z obydwu stron), a czasem także, gdy z taką brutalnością spotykaliby się na naszych oczach nasi najbliżsi. Dziennikarz i aktywista Piotr Czaban dodaje:

Białorusini mówią im, że nie ma drogi powrotnej. Grożą śmiercią. Rozmawiam z ludźmi, wożąc ich do ośrodków. Niektórzy mówią o rzucaniu gałęziami, po tym, gdy w Polsce zniszczono im telefony, pobito, wrzucono do bagna, spryskano gazem. Ale o atakach ostrymi narzędziami nikt z tych, z którymi rozmawiałem, nie słyszał.

Nie wiemy także nigdy do końca, jakiej presji i oddziaływaniu bywają poddawani migranci po białoruskiej stronie. Z kolei w atakach "zza muru" uczestniczyli niejednokrotnie pozujący na migrantów białoruscy funkcjonariusze lub wynajęci prowokatorzy — aktywiści potrafią ich rozpoznać choćby po odmiennym zachowaniu czy ekwipunku.

Wreszcie — nie jest prawdą, że nielegalne przekroczenie granicy sankcjonuje odmowę przyjęcia wniosku o ochronę na terytorium Polski i stanowi podstawę do fizycznego, brutalnego usunięcia cudzoziemca z naszego kraju. Prawo do skutecznego złożenia wniosku o azyl gwarantuje każdemu konstytucja. Pushbacki (zwane w nomenklaturze służb "wywózkami") pozostają nielegalne — niezależnie od niekonstytucyjnego rozporządzenia z 2021 r., którego wprowadzeniem chełpił się ówczesny wiceminister spraw wewnętrznych — niesławny Maciej Wąsik. Ogromnym i niepojętym skandalem pozostaje jego dotychczasowe respektowanie przez nowe kierownictwo MSWiA.

Oddając raz jeszcze głos prof. Sadurskiemu:

Wszystkie organy władzy publicznej, w tym Straż Graniczna, mają konstytucyjny obowiązek udzielenia pomocy osobom znajdującym się w zagrożeniu dla życia, bez względu na ich narodowość i status prawny. Ten obowiązek moralny i prawny nie ma granic

Otworzyć drzwi? Wystarczy przestrzegać prawa

Przekłamania dotyczą też często zbiorowych wyobrażeń o naiwnych i idealistycznych, odklejonych od rzeczywistości aktywistach, rzekomo chcących "otworzyć drzwi przed wszystkimi", ignorując całkowicie wymogi bezpieczeństwa. To nieprawda — organizacje humanitarne i prawoczłowiecze świetnie rozumieją kontekst geopolityczny i związane z nim zagrożenia: postulatem nie jest wpuszczanie wszystkich, lecz zaprzestanie pushbacków i rozpatrywanie wniosków o azyl (ochronę) w zgodzie z obowiązującym prawem i ustanowionymi przez nie procedurami. Dotyczą one również sprawdzania cudzoziemców przez służby pod kątem bezpieczeństwa. Nawet jeśli, w wyniku przeprowadzonej weryfikacji, niektórzy z nich mają być potem deportowani, nie mogą zostać odesłani do Białorusi, która absolutnie nie jest bezpiecznym krajem.

"Wyjściem są znane od dawna, zgodne z konwencjami genewskimi procedury, po których zapada decyzja wydana z poszanowaniem praw każdej i każdego: ochrona w Polsce, albo humanitarna deportacja. Panie Premierze, "humanitarny pushback" to makabryczny oksymoron, nie ma czegoś takiego." — wskazuje deklaracja obywatelskiego nieposłuszeństwa opublikowana w odpowiedzi na plany ponownego wprowadzenia "strefy buforowej" przy granicy. Dr Hanna Machińska pyta: "Panie Premierze, czy 4 czerwca ma kojarzyć się z decyzją o wprowadzeniu strefy buforowej? Nasuwają nam się porównania do stanu wyjątkowego. Rozumiem, że chodzi o uniemożliwienie niesienia pomocy migrantom przez aktywistów".

W tym kontekście bardzo ważne są również wyroki sądów, które — od kilku lat, w sposób zasadniczo konsekwentny, niezależnie od sytuacji politycznej — przyznają rację aktywistom ściganym przez prokuraturę za ratowanie ludzkiego zdrowia i życia. Korzystne dla nich orzeczenia zapadają także w sporach ze Strażą Graniczną i innymi formacjami, wskazując na potrzebę i realizowany ofiarnie przez działaczy obowiązek ochrony podstawowych wartości i praw w konfrontacji z opresyjnym państwem.

Wybitny specjalista do spraw migracji, prof. Witold Klaus wskazywał w styczniu br.: "Konsorcjum Migracyjne opublikowało właśnie analizę mojego autorstwa, która pokazuje, jak wywózki (pushbacki) są oceniane w orzecznictwie sądów międzynarodowych – przede wszystkim Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. I choć część z tych orzeczeń jest dalekich od oczekiwań osób aktywistycznych i całe orzecznictwo staje się coraz bardziej restrykcyjne i ograniczające prawa osób w drodze, to jedna rzecz pozostaje jasna: nie ma możliwości »legalizacji« pushbacków na polsko-białoruskiej granicy. Standardy międzynarodowe są w tym zakresie zupełnie jasne".

Samo zresztą utrudnianie pracy, szykanowanie, zastraszanie i próby kryminalizowania pomocy udzielanej w lasach przez aktywistów to szeroki i osobny temat.

Poddając głębokiej krytyce działania instytucji państwowych, na ich tle wyraźnego docenienia wymaga publiczna zapowiedź i późniejsza decyzja prokuratora krajowego Dariusza Korneluka, który po objęciu stanowiska powołał specjalny zespół, mający przeanalizować stosowanie pushbacków pod kątem prawnokarnym, dodając, że "wobec funkcjonariuszy państwowych zgłaszane były uzasadnione podejrzenia, że popełnili oni przestępstwo". Oczywiście, prokuratura z kontrolowana przez Zbigniewa Ziobrę seryjnie dotąd takie zawiadomienia umarzała.

Uwagi prof. Wróbla

Prawne aspekty sytuacji na pograniczu niepokoją coraz bardziej wielu wybitnych prawników.

W sposób bardzo syntetyczny i klarowny odniósł się do nich ostatnio w mediach społecznościowych prof. Włodzimierz Wróbel, sędzia Sądu Najwyższego i Przewodniczącego Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego, którego komentarz pozwalam sobie przytoczyć w całości:

  1. Demokratyczne państwo prawa, które w konflikcie z obcą dyktaturą przejmuje jej metody, samo przegrywa. Bo staje się kopią swojego wroga. Nawet w warunkach wojennych, funkcjonariusze państwa mają obowiązek udzielania pomocy humanitarnej wszystkim, którzy tego potrzebują. Polska Konstytucja zobowiązuje wszystkie organy władzy publicznej, w tym policję, WOT, Straż Graniczną do udzielenia pomocy osobom znajdującym się w zagrożeniu dla życia lub zdrowia, bez względu na to, jakiej są narodowości, jaki mają paszport i czy się w Polsce znaleźli legalnie, czy też nie. Jeżeli ktoś jest na terytorium Polski, to choćby był odgrodzony murem, pozostaje pod pieczą polskiego państwa. Nieudzielenie przez funkcjonariusza publicznego pomocy w takim przypadku jest czynem bezprawnym.

  2. Polska ma zamiar ratyfikować konwencję ONZ w sprawie ochrony wszystkich osób przed wymuszonym zaginięciem. Zgodnie z art. 1 ust. 2 tej Konwencji "Żadne okoliczności wyjątkowe takie, jak stan wojny, zagrożenie wojną, wewnętrzna niestabilność polityczna lub inne zagrożenie publiczne nie mogą być powoływane na usprawiedliwianie wymuszonego zaginięcia". Na gruncie Konwencji za wymuszone zaginięcie uważa się "zatrzymanie, aresztowanie, uprowadzenie lub jakąkolwiek inną formę pozbawienia osoby wolności, dokonane przez przedstawicieli Państwa albo przez osoby lub grupy osób działające z upoważnieniem, pomocą lub milczącą zgodą Państwa, po którym następuje odmowa przyznania faktu pozbawienia wolności lub ukrywanie losów bądź miejsca pobytu takiej osoby, co powoduje, że znajduje się ona poza ochroną prawa". Polska nie może tej Konwencji ratyfikować, póki na granicy polsko-białoruskiej będą trwały pushbacki wobec osób ubiegających się o ochronę międzynarodową, przeprowadzane bez jakiejkolwiek procedury.

  3. Bardzo słabe jest państwo, które broniąc swoich granic, nie jest w stanie zapewnić ochrony humanitarnej osobom traktowanym przez obcą dyktaturę jak zakładnicy.

  4. Powrót do praworządności nie oznacza tylko przywrócenia kilku instytucji i rozliczenia bezprawia. Ani sądownictwo, ani media publiczne, ani parlamentaryzm nie są wartością samą w sobie. Państwo, które posiada te wszystkie instytucje, ale świadomie odmawia zagwarantowania podstawowych praw humanitarnych dalekie jest od konstytucyjnej praworządności.

Na Campusie Polska Przyszłości w sierpniu 2021 r. Donald Tusk stwierdzał jednoznacznie pod adresem ówczesnego rządu PiS: "Mamy do czynienia z politykami, którzy nie mają granic etycznych i są całkowicie bezsilni wobec rozwiązywania problemów". "Nie ma nic groźniejszego niż przekroczenie takiej granicy, która jest wytyczona przez elementarną moralność. Tę granicę przekracza już nie pojedynczy człowiek czy grupa ludzi, a władza. Tego kryzysu, jaki mamy dzisiaj w Usnarzu Górnym, w ogóle nie musiało być, ale są dziś u władzy politycy, którzy o sytuacji na Białorusi pisali "to jest polityczne złoto" — wskazywał, dodając: "Nie można cynicznie używać jako pionków w swojej grze nieszczęśliwych ludzi" (sic). Wtórował mu wtedy Rafał Trzaskowski.

Wobec radykalnej zmiany stanowiska Tuska i jego rządu, wcześniejsze wypowiedzi polityków ówczesnej opozycji przeanalizował Patryk Strzałkowski, dziennikarz Gazeta.pl: "»Strefa Tuska« na granicy ma być wprowadzona na podstawie przepisów (art. 12a ust. 2 ustawy o ochronie granicy państwowej) wprowadzonych przez PiS. W 2021 r. niemal cały klub KO głosował przeciwko ich wprowadzeniu. Co wtedy mówili posłowie o przepisach, z których skorzysta Tusk?

Poseł Tomasz Szymański (PO), dziś wiceszef MSWiA, uważał, że strefa "pozbawia opinię publiczną dostępu do informacji" i wspiera propagandę Łukaszenki. Zwracał też uwagę, że przepisy to "niekonstytucyjny gniot". "Jakże można próbować ograniczać swobodę funkcjonowania Polek i Polaków za pomocą rozporządzenia?" — mówił wtedy. Ministerka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (Lewica): "Rząd zmienił mieszkańcom ich dom w zamkniętą strefę naszpikowaną wojskowymi patrolami. "Dlaczego zwracacie się przeciwko Polakom, którzy dzisiaj swoim humanitarnym działaniem ratują honor Rzeczypospolitej Polskiej?" — pytała. Poseł Paweł Zalewski (PL2050, wcześniej PO), dziś wiceminister obrony, mówił, że przepisy o strefie to "brak wiary w polskich żołnierzy", w strefie chodzi o niedopuszczenie dziennikarzy i wolontariuszy, którzy niosą pomoc medyczną. Katarzyna Piekarska z KO: "Ta ustawa jest bardzo niebezpieczna. (...) Myślę, że jeżeli stanie się to raz, to władza będzie potem sięgać po takie rozwiązania i to jest bardzo niebezpieczne".

Granica podłości? Granica człowieczeństwa? Granica przyzwoitości? Granica hańby? Paru moich aktywistycznych przyjaciół zaczęło przypominać sobie szalone podówczas i słusznie krytykowane hasło sprzed kilku lat: "PiS, PO — jedno zło", które — przynajmniej w odniesieniu do sytuacji na Podlasiu — wydaje się dziś brzmieć jak bardzo gorzkie retoryczne pytanie. Jak bowiem skomentować dzisiejsze zapowiedzi z deklaracjami z czasów PiS? Oczywiście — to, co się dzieje, obciąża dziś konto całej koalicji rządzącej.

Obok obrony niezależności sądów i praw kobiet, walka o humanitarne i legalne traktowanie uchodźców i imigrantów na granicy z Białorusią stała się doświadczeniem formacyjnym wielu aktywistów obywatelskich w mrocznej epoce lat 2015-2023. Stała się sprawą sumienia i honoru Polski, jednym z głównych tematów do załatwienia przez nową, demokratyczną władzę. Sprawą, w której załatwieniu nie może przeszkodzić nieszczęsny prezydent Duda — pozostaje ona całkowicie w gestii rządu. Deklaracje polityków demokratycznej opozycji zdawały się wychodzić naprzeciw tym postulatom.

O jakiej wiarygodności rządzących możemy dziś mówić obserwując jak płynnie weszli oni w buty ksenofobicznych i zdegenerowanych moralnie ministrów Kaczyńskiego? Gdzie są dziś parlamentarzyści Ula Zielińska, Franek Sterczewski czy Michał Szczerba, odważnie konfrontujący się z pisowskim państwem i niosący pomoc uchodźcom w Usnarzu? Czy ich ówczesne zaangażowanie podyktowane było tylko wolą zademonstrowania moralnej wyższości nad władzą tworzoną wtedy przez przeciwny obóz politycznym? Chwalebnym wyjątkiem jest Klaudia Jachira, odważnie i otwarcie występująca nadal przeciwko pushbackom, wskazująca także na rasistowskie uprzedzenia stojące za działaniami państwa na pograniczu.

Dlaczego — po głośnym i wstrząsającym filmie Agnieszki Holland o kryzysie humanitarnym na granicy, który spotkał się z powszechnym uznaniem środowisk liberalnych (stanowiących naturalne zaplecze obecnej władzy) — rozprawa z ludźmi w drodze stała się sztandarowym postulatem Tuska? Czy to jedyne pole, na którym obecny premier jest w stanie wykazać się sprawczością? Nasza aktywistyczna koleżanka, pisarka Małgorzata Buethner-Zawadzka skwitowała to kwaśno: "Sytuacja się zmieniła od czasu kiedy Tusk był w opozycji i obiecywał abo, związki partnerskie i granicę".

Wciąż nie chcę wierzyć w to, że Tusk mówi dziś Kamińskim i Wąsikiem. Nielegalna i antyhumanitarna, dehumanizująca uchodźców i migrantów polityka obecnego rządu nie daje się usprawiedliwić żadnym względami. A szczególna odpowiedzialność spoczywa na członkach rządu najlepiej zorientowanych w sytuacji na granicy. Największe oczekiwania formułujemy pod adresem tych jego przedstawicieli, którzy zawsze wykazywali się największą wrażliwością na ludzką krzywdę i prawa każdego człowieka.

Gdzie jest Adam Bodnar?

W tym kontekście uderza dramatyczne wezwanie Piotra Cykowskiego, jednego z liderów Akcji Demokracji: "Ten skrawek polskiej ziemi, który zostawiliśmy za płotem, to wciąż Polska, w której nadal obowiązuje art. 40 Konstytucji, który mówi o bezwzględnym zakazie tortur. Tej Konstytucji, której przez lata z determinacją broniłyśmy i broniliśmy, i w imię której broniliśmy także niezależnego Rzecznika Praw Obywatelskich. Mam złamane serce, gdy Adam Bodnar, który jeszcze niedawno, przed wyborami, wychwalał »Zieloną Granicę« Agnieszki Holland, dziś milczy w sprawie tak oczywistej i tak związanej z tym, na czym zbudował swój cały autorytet. To Adam Bodnar uczył mnie w Szkole Praw Człowieka, że rolą niezależnych organizacji obywatelskich jest zawsze kontrolować władzę, niezależnie od sympatii. Więc wypełniam dziś te nauki i zachęcam do podpisania listu do Adama Bodnara, w którym domagamy się, aby zaczął działać".

W tym duchu Akcja Demokracja rozpoczęła zbiórkę podpisów pod listem otwartym do ministra Bodnara. Oczywiście, sytuacja na granicy nie wchodzi w bezpośredni zakres jego odpowiedzialności, a on sam mierzy się dziś z ogromnymi wyzwaniami związanymi z przywracaniem praworządności. Nie zmienia to faktu, że Adam Bodnar pozostaje społecznym autorytetem, członkiem rządu i jedną z jego czołowych twarzy, siłą rzeczy firmując jego szeroko rozumianą politykę — także w odniesieniu do granicy.

Szczególnego wymiaru nabiera obecnie także fakt, że jego wieloletnia zastępczyni, dr Hanna Machińska, jest powszechnie znana ze swoich interwencji na pograniczu i pozostaje nadal głęboko zaangażowana na tym polu. Machińska, wieloletnia szefowa biura Rady Europy w Polsce zarzuca dziś premierowi także brak ignorowanie próśb o spotkanie ze strony aktywistów i łamanie międzynarodowych zobowiązań Polski.

Głosy niepokoju, frustracji, oburzenia i gniewu ze strony przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego, świata prawniczego i akademickiego narastają. To inicjatywy obywatelskie od KOD, przez Obywateli RP po Strajk Kobiet, stowarzyszenia niezależnych sędziów i prokuratorów oraz organizacje ratujące ludzi na granicy — takie jak Fundacja Ocalenie, Grupa Granica czy Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne oraz aktywiści tacy jak Człowiek Lasu byli w ostatnich latach sumieniem europejskiej, praworządnej i po prostu przyzwoitej Polski. Ich alienacja i antagonizacja nie leży w interesie władzy.

Skończyły się rządy PiS, rządzą demokraci. Towarzyszy mi uczucie upiornego deja vu. Tego się nie da racjonalnie zrozumieć ani moralnie usprawiedliwić. Bezpieczeństwo przeciwstawione prawu i humanitaryzmowi to fałszywa alternatywa.

10
submitted 3 months ago by [email protected] to c/[email protected]
[-] [email protected] 7 points 3 months ago

Różne organizacje chroniące przyrodę od dawna decydują się na takie kroki, żeby chronić jakiś gatunek, siedlisko etc. Ale nikt dotąd nie zrobił tego w takiej skali. Kupowanie kawałka pola czy miedzy - tak, ale kupienie ponad 2 hektarów lasu to nowość.

18
submitted 3 months ago* (last edited 3 months ago) by [email protected] to c/[email protected]

Kapitaliści sprzedadzą nam las, który ochronimy. Może i dziwne, ale w obecnych warunkach czasem trudno o lepsze wyjście.

3
submitted 4 months ago* (last edited 4 months ago) by [email protected] to c/[email protected]

Ciekawa jestem, czy spotkam tu jakichś fanów starej, ale niesamowitej strategii fabularnej (!), której trzecia część wychodzi niebawem.

https://www.homeworlduniverse.com/homeworld-3-launch-timing/

Dla mnie pierwsza część (1999) to kawał dzieciństwa, standalone Homeworld Cataclysm (2000) to główna inspiracja do tego, żeby pisać fikcję, a część druga (2004) to miłość trudna, ale szczera. Na trzecią czekałam dwadzieścia lat. W tym czasie oryginalne studio Sierra zdążyło przestać istnieć, studio Barking Dog zabrało prawa do Cataclysmu, uniemożliwiając jego reedycję, a do dawnej ekipy pracującej nad grą zdążyli dołączyć ludzie, którzy się na niej wychowali. Po relatywnych sukcesach zremasterowanych edycji dwóch pierwszych części Homeworlda, nowej grze Deserts of Kharak i świetnie przyjętego Homeworld Mobile, doczekaliśmy się wreszcie pełnoprawnej trzeciej odsłony sagi.

Homeworld była pierwszą grą pokazującą ludziom prawdziwy potencjał rozgrywki 3D. Pokazała nam, jak może wyglądać nowoczesna strategia w otwartym kosmosie, gdzie nie ma pojęć takich jak "góra" i "dół", a pole bitwy jest jak otwarta książka. Fani Star Treków czy Gwiezdnych Wojen mogli o czymś takim wcześniej tylko marzyć, a Homeworld dał im oprócz tego coś więcej: epicką i wzruszającą fabułę, podlewaną patosem chóralnej wersji Adagio na smyczki Samuela Barbera. To się albo kupiło z całym dobrodziejstwem inwentarza, albo pieprznęło tym w kąt i nie wracało do tego więcej.

Oczekiwań mam w sobie tyle co pogodnego cynizmu, czyli sporo. Wiem że twórcy zdecydowali się na wiele nowatorskich rozwiązań, zobaczymy więc czy nie potkną się o swoje nogi i czy nie zamęczą nimi graczy. Jak dotąd ich koncepcja, którą przedstawili w demie War Games wydaje mi się czytelna i jak na razie się w tym nie gubię, choć zdecydowanie różni się to od starych Homeworldów. Jednak wiadomo że najważniejsza znów będzie historia: to naprawdę jedyna strategia jaką znam, która jest tak mocno story-driven.

Świetną rzeczą jest jednak to, że autorzy naprawdę liczą się z opinią graczy i naprawdę starają się wypuścić jak najlepszy produkt końcowy. Było nie było, walczą nie tyle o uwagę tych starych dinozaurów wychowanych na serii, ale przede wszystkim o uwagę nowych odbiorców. HW3 powstała jako projekt crowdfundingowy na Figu, co zaowocowało świetnym kontaktem z twórcami. Przez większość procesu produkcji byli obecni na grupkach tematycznych poświęconych grze, wypuszczali różne teasery, testowali reakcje i zbierali feedback. Przesuwali datę premiery już co najmniej kilka razy, choć wyobrażam sobie że naciski ze strony wydawcy (Gearbox) musiały być spore. Tym większy szacunek za wytrwałą postawę i pokazanie wydawcy faka.

Ewidentnie temu też służyła premiera dema War Games, w którym były widoczne różne niedoróbki związane z systemem sterowania. Mam wręcz wrażenie, że autorzy wypuścili to demo specjalnie, wiedząc że feedback graczy zlinczuje pewne rozwiązania, co da z kolei samym twórcom czas na ich usprawnienie i da glejt w rozmowach z Gearboxem. Wydawca bowiem naciskał, by gra wyszła już w marcu, co prawdopodobnie skończyłoby się źle. Tymczasem twórcy uważnie wczytywali się we wszystko co pisano np. na fanowskim Discordzie i z pewnością zdążą naprawić niejedną rzecz.

Mam tylko nadzieję, że nie będzie falstartu, a potem szybkiego patchowania i gaszenia pożaru. To nie jest gra typu Cyberpunk, której fanatyczni gracze wybaczą wiele, tutaj odbywa się walka o potencjalnego nowego odbiorcę nie tylko samej serii, ale wymarłego gatunku jakim jest kosmiczna strategia w czasie rzeczywistym. Niezależnie od tego, czy HW3 będzie grą spełniającą oczekiwania czy nie, cholernie zależy mi, żeby dobrze się rozeszła, bo od tego zależy, czy dostaniemy takich rzeczy więcej. A ja KCEM.


Wisienka z gówna na szczycie tortu: HW3 będzie wyposażony w Denuvo. Gearbox nie tłumaczy się ze swojej decyzji ani z tego, dlaczego będzie chciał utrudnić życie nie tylko piratom, ale też jak najbardziej "legalnym" graczom (Denuvo jest znane z pożerania RAMu i nie tylko, potrafi powodować liczne problemy z działaniem gier i nadmiernie obciąża procesor). W dodatku to gra której budżet nie stał nawet obok budżetu gier AAA, co czyni decyzję tym bardziej niezrozumiałą. Ale gra jest na tyle mało popularna, że nawet zasięg oburzu był niewielki, więc cóż, Denuvo is here to stay.

A ja na razie pooglądam sobie ten cukierek przez szybę, bo i tak nie stać mnie na jedzenie, a co dopiero na gry. Jak coś to 250 zł w pre-orderze na Steam.

4
submitted 4 months ago by [email protected] to c/[email protected]

Wszystko fajnie, ale czemu policjantów wymieniamy wśród przedstawicieli potrzebnych zawodów?

BTW kocham to jak rachitycznie działa państwo: władza przejęła budynek dwa lata temu i nie wykorzystała go nawet jako punktu tymczasowego dla uchodźców, za to w ciągu całego tego czasu nie zastanowiono się nawet porządnie nad tym, co ma tam być.

[-] [email protected] 7 points 7 months ago

Sprywatyzować pewnie chcą.

[-] [email protected] 8 points 10 months ago

Mówiliśmy ostrzegaliśmy. Teraz macie coście chcieli.

[-] [email protected] 7 points 10 months ago

nie, nie wierze i nie wydaje mi sie, ze takie komentarze sa wynikiem jakiegos szeroko zakrojonego spisku z milionami dolarow w tle

Ludzie mogą być i głupi, i podatni na sterowanie. Jedno nie wyklucza drugiego. Ich żarliwy fanatyzm jest cokolwiek zastanawiający jeśli wziąć pod uwagę, że wielu z nich pisze i postuje tak często, że robi się z tego drugi etat.

Nie chodzi o to, że każdy z osobna dostaje za to hajs. Ale farmy trolli są faktem, wiemy też jak się takie rzeczy produkuje i jak finansuje, wiemy dziś że Rosja sponsoruje sporą część ruchów foliarskich, nawet jeśli daje pieniądze "tylko" ich liderom i pomaga im organizować infrastrukturę (prawnicy, miejsca na konferencje etc) - to może odbywać się na wielu polach i na wiele sposobów. A ludzka naiwność czy głupota gra tu kluczową rolę, bo jest po prostu sprytnie wykorzystywana. Tak, wiele osób zupełnie za darmo będzie chętnie pełnić określone role i nawet pisać milion komentarzy w wolnym czasie, ale aby kontrolować narrację, pewne wyraziste jednostki muszą ten ruch utrzymywać w pewnych ryzach, decydując o tym, na co aktualnie skierować uwagę. Inaczej ten ruch byłby rozlazły, wielonurtowy i wielonarracyjny, podczas gdy każdy kto dłużej przygląda się foliarstwu widzi, że największe społeczności w jego obrębie zmieniają wektory działań niemal z dnia na dzień, kiedy tylko "wchodzi" jakiś nowy dynks.

Zresztą o czym my tu mówimy, skoro sam twórca i ojciec chrzestny ruchu antyszczepowego Andrew Wakefield był oszustem przekupionym przez producenta jednego leku by wykonać badania które postawią szczepionkę MMR w złym świetle, a lek tegoż producenta - w dobrym. I cała jego kariera medialna polegała po prostu na pchaniu dalej tych cynicznych kłamstw i wpychania narracji antyszczepionkowej ludziom, bo to była jedyna linia jego obrony i źródło zysku po tym jak stracił prawo wykonywania zawodu. Sam nie był nawet przeciwny szczepieniom, po prostu podążał za hajsem i udało mu się z niczego stworzyć ogromny ruch, który dziś czci go jak boga, a on może zarabiać handlując gównianymi suplementami diety. A skoro jest biznesmenem to nie wierzę, że na jakimś etapie nie mógł dogadać się z kimś, kto lepiej od niego wiedział jak zagospodarować ten ruch i zaoferował mu za to dobre pieniądze.

Jutuber Folding Ideas zauważył kiedyś, że bardzo długa aktywność płaskoziemców w internecie, tworzących międzynarodowe grupy i mających hajs na wielotysięczne konferencje, podcasty itp, została w pewnym momencie nagle przerwana, ich kanały jutubowe zostały porzucone, kontent niemal z dnia na dzień przestał napływać do sieci i ludzie, którzy zajadle walczyli w każdym możliwym medium z "kularzami" nagle ucichli. Tak jakby ktoś przestawił wajchę. W tym samym momencie gwałtownie podskoczyła popularność filmów i kont zajmujących się tematyką QAnon. Wydawało się że jedno nie ma nic z drugim, nie? Że przecież mogą istnieć dwie szurie naraz. A jednak nie. Dlaczego ludzie którzy byli zapaleńcami płaskiej Ziemi nagle stwierdzili że walka o "prawdę" nie ma sensu i przerzucili się na tworzenie lub konsumpcję treści dotyczących wrzutki z 4chana i poszli karnie do obozu Trumpa? Z punktu widzenia tzw teorii chaosu to nie ma sensu, jeden i drugi ruch powinien być aktywny, bo ludzie lubią się odróżniać, mieć swoje społeczności, upierać się przy swojej zajawce - a tu zonk. Można to wyjaśnić tylko ingerencją zewnętrzną i jakimś rodzajem socjotechniki połączonej z przekupstwem który skłonił tych ludzi, działających przecież kiedyś w apolitycznym ruchu, do zajęcia stanowiska politycznego i wypisywania na FB i forach o tajnych pizzeriach gdzie zamawia się małe dzieci do gwałtu. Udowodniono zresztą, że wiele z tych kont prowadzą te same osoby które wcześniej robiły filmiki o płaskiej Ziemi.

W Polsce było dokładnie tak samo. Antyszczepionkowcy najpierw błąkali się sami po internetach, potem kierunek nadała im Socha ze STOP NOP, wykorzystując znajomości w środowisku narodowców i nałowiła tam idiotów do wspierania swojej gównofundacji. Rekrutowała ich nawet na marszach 11.11, aż doszło między nimi do typowych pęknięć frakcyjnych i w ramach walk o władzę w RN czy ONR, Socha została na lodzie. Ale ruch próbowali przejąć inni, w tym Bosak czy Braun, aż w końcu z nieba spadła mu pandemia COVID-19, podczas której wszyscy skonsolidowali się jeszcze mocniej w ruchu "przeciw segregacji sanitarnej" i trwał wyścig o to, kto będzie w tym środowisku nadawał ton. I właściwie przez cały czas lockdownów i obostrzeń wszyscy żyli tylko tym, antyszczepy zresztą znakomicie się z tym połączyły, oczywiście po drodze plując jeszcze na mniejszości seksualne.

Ale co się stało tuż przed 22 lutego 2022 roku? To samo w analogicznym przykładzie z USA - nagle aktywność antyszczepów zjechała niemal do zera, nagle nikt nie mówił już o "segregacji sanitarnej" i nie urządzał masowych protestów przeciw kolejnym dawkom szczepienia na COVID, choć te wciąż były zamawiane. Inna sprawa że osiągnięto cel i zohydzono szczepienia narodowi, przy okazji podważając i tak wątłą wiarę w system ochrony zdrowia. A co zaczęli robić ludzie, którym "przestawiono wajchę"? Tak, z dnia na dzień zamienili się w rolę ekspertów od geopolityki i od Rosji. Najpierw przekonywali nas, że Rosja nie wywoła żadnej wojny i że to Ukraina do niej dąży, ale mądry Putin nie da się sprowokować, a potem, kiedy ten sam Putin jednak ruszył wojskiem, kasowali swoje materiały w popłochu i przerzucali się na inne pozycje: od teraz te same konta, ci sami ludzie którzy wcześniej krzyczeli o maskach i szczepionkach, zajęli się kolportacją fake newsów na temat Ukraińców w Polsce, posądzając ich o morderstwa i gwałty, krzycząc w panice przed falą "wschodniej dziczy" która zaleje nas niebawem i tak dalej. Dopiero teraz, kiedy wojna weszła w fazę stagnacji, a antyukraińska retoryka zdążyła się tu już porządnie zaszczepić pod skórą Polaków, znów widać jakieś znaki powrotu do "wielonurtowej" narracji (trochę szczepionki, trochę Ukraina, trochę próby zaimportowania na nasz grunt teorii spiskowej Wielkiego Resetu - pewnie widzisz w miastach wielkie napisy STOP WYCOFANIU GOTÓWKI itp).

Jeśli to nie jest choćby poszlakowy dowód na przynajmniej częściową sterowność tego ruchu, to nie wiem co nim jest.

[-] [email protected] 6 points 1 year ago

Dlaczego miałabym ufać komuś, kto ma dostęp do wszelkich danych o mnie kiedy tylko chce i w dodatku jest bezkarny, bo chroni go aparat państwowy? Jak w ogóle można mówić tu o zaufaniu? Choćbym żyła w najbardziej liberalnym kraju, tej relacji władzy nie da się złagodzić jakimś "zaufaniem" - można ją tylko znieść, razem z władzą.

[-] [email protected] 7 points 1 year ago* (last edited 1 year ago)

Ani jedna z tych grup nie grała nigdy techno. :)

Z tego typu starszych rzeczy – znasz Underworld ? To też house, ale bardziej w stronę techno.

[-] [email protected] 7 points 1 year ago

Nie radzę sobie. :(

[-] [email protected] 7 points 1 year ago

Ten papież to chyba maszyna losująca rzeczy do powiedzenia. Tu się zesra, tu pochwali, tu się podetrze. Jako osoba trans mam serdecznie w dupie jego wsparcie i poradzę sobie bez niego.

[-] [email protected] 19 points 1 year ago

Wolność jest pojęciem abstrakcyjnym. Wolność, która zachowuje wszelkie hierarchie (bo ustala je kapitał), cementuje podziały klasowe i w efekcie przekazuje nieformalną władzę w ręce tych, którzy aktualnie mają najwięcej zasobów, doprowadzając do ich postępującej prywatyzacji, to wolność dość wybiórcza (prowadząca w efekcie do neofeudalizmu, bo inaczej skończyć się to nie może, jeśli dopuszczasz do tego, by nierówności zostały usankcjonowane i legalne, a każda próba renegocjacji porządku to rzekome "łamanie NAP"). Jako anarchistka mogę ci powiedzieć że wolność jest też związana z zasobami i możliwościami do realizacji życia takiego, jakie ci się podoba - jeśli zaś zewnętrzne czynniki raz ci te możliwości ograniczyły i jesteś pozbawiony zasobów, to realizacja tych wolności wygląda tak, że zapierdalasz jak niewolnik u jakiegoś janusza biznesu ("bo podpisałeś dobrowolną umowę") przez większość życia i musisz ciągle utrzymywać się na powierzchni, zamiast realnie inwestować w siebie i swoje możliwości.

Za to taki system jak najbardziej jest na rękę tym, którym życie ułożyło się lepiej i mogą sobie pozwolić na przebywanie na szczycie łańcucha pokarmowego: daje im kontrolę nad coraz większymi zasobami i możliwości samorealizacji o jakich może pomarzyć człowiek z poprzedniego zdania. Oczywiście kosztem innych, w dodatku w majestacie prawa, no bo nikt nikomu przecież nie zabronił przestać być biednym. :) Celowo podkreślam że idzie o tych, którym "życie ułożyło się lepiej", bo to, kto wyląduje gdzie, jest w dużej mierze losowe i zdeterminowane przez czynniki takie jak kapitał ekonomiczny, społeczny i kulturowy zagregowany w twojej rodzinie, miejscu zamieszkania czy otoczeniu. Ta słynna mityczna ciężka praca, która rzekomo pozwala się wybić z biedy i upokorzenia, nie jest wcale czynnikiem decydującym w ustalaniu tego, kto jaką pozycję zajmuje w społeczeństwie i jakim kapitałem na końcu dysponuje. Determinacja jednostki może pomóc w przeskakiwaniu kolejnych szczebli, ale dowolny losowy wypadek może zniweczyć wszystkie jej plany. Wtedy libertarianin chrząka zwykle że "no, to powinny być jakieś organizacje pomocowe żeby to uzupełnić", choć dosłownie żaden z nich nie pali się do uczestnictwa w nich, ani też nie umie wyjaśnić, jak w systemie w którym premiowany jest wyłącznie tępy egoizm i realizacja własnych interesów ekonomicznych ludzie mieliby łożyć hojnie na organizacje pomocowe, albo w ogóle je zakładać.

Zasada "co nie jest zabronione, jest dozwolone", będąca wykładnią libertarianizmu, zamienia się w swoją karykaturę, gdy dozwolone jest praktycznie wszystko poza fizyczną agresją. Można sprzedawać klientom produkt którego działanie może zabić część z nich, bo "przecież rynek to wyreguluje" - nieważne że już po tym, jak część nabywców kopnie w kalendarz.

Ogółem można by mówić o tym dużo, pisać całe eseje, ale problem jest nie tylko na linii całej idei solidarności społecznej czy tam współodpowiedzialności za siebie nawzajem. Problem jest przede wszystkim w tym, że cała wolność, jaką oferuje libertarianizm to wolność czysto postulatywna, a anarchizm z libertarianizmem rozmija się przede wszystkim w koncepcji nieheirarchiczności. Dla anarchisty nie ma czegoś takiego jak "dobre" hierarchie i nie ma znaczenia że są one ustalone za pomocą rzekomo czytelnych czy przejrzystych kryteriów ("zapracowałem ciężko to teraz mam firmę i mogę sobie zatrudniać ludzi decydując samodzielnie o warunkach na jakich będą pracować", albo "za pomocą legalnych środków zdobyłem swoje latyfundium i dzięki temu mogłem wykupić wszystkie pola od okolicznych rolników, podpisując z nimi stosowne umowy i zamienić je w testowe lotnisko dla ponaddźwiękowych samolotów, bo mogłem i stać mnie na to"). Wszędzie mamy bowiem do czynienia z furtkami dla ogromnych nadużyć, dla których brakuje metod skutecznej przeciwwagi (obowiązuje NAP więc nie możemy protestować inaczej niż werbalnie, nawet jeśli decyzja latyfundysty wpłynie negatywnie na środowisko naturalne albo po prostu odbierze mieszkańcom źródło zaopatrzenia w zboże), zasadą naczelną organizującą życie ludzi jest dążenie do sukcesu jednostki i założenie, że zawsze i wszędzie będą istnieć piramidy społeczne, a jedyną słuszną drogą rotacji w ich obrębie jest osiąganie sukcesu w prowadzeniu działalności gospodarczej. Powiedzieć że to otwiera drzwi patologiom to powiedzieć za mało, ale tak to w skrócie wygląda.

Libertarianizm to filozofia dla owiec, które mogą lepiej poczuć się z faktem, że zjadają je wilki, bo w końcu to naturalny porządek świata, a jak chciało się nie być zjedzonym to trzeba było wcześniej wstawać i szybciej uciekać. Wilkom to oczywiście pasuje, bo dzięki temu mogą robić to, co robiły zawsze, ale wyzbywają się dylematu moralnego. Same nie wyznają jednak tej ideologii, bo są zainteresowane utrzymaniem swojej pozycji, a nie oddawaniem jej na rzecz np. innych wilków, więc wolą się dogadać w wilczym gronie i dokonać "podziału rynku" na "strefy wpływów". :)

Jeśli coś jest ciekawą, choć na pewno nie nadającą się dla każdego filozofią środka, to jest to anarchizm - nie obiecuje utopii ani gruszek na wierzbie, zakłada aktywne uczestnictwo we wszystkich procesach, w tym gospodarczych, wymusza pewną inicjatywę, a jednocześnie zrywa z konceptem piramidy społecznej i usankcjonowania jakiejkolwiek hierarchii. Anarchizm zakłada, że sami kreujemy swoje życie, ale nie przenosi całej odpowiedzialności na jednostkę, bo skutecznie realizować swoje interesy mogą również całe grupy. Jego moralny kompas zasadza się na solidarności ze słabszymi i pomocy wzajemnej, traktując je jako niezbędne czynniki rozwoju społecznego i ekonomicznego. I przede wszystkim nie daje nikomu "pewnej" pozycji w strukturze społecznej, pozwalając aktorom społecznym na ciągłą renegocjację norm i porządków, na które się godzą.

[-] [email protected] 6 points 1 year ago

Widać efekty napływu z reddita – u kogoś słowo Antifa wywołuje odruch kolanowy i musi dać wdółgłos.

[-] [email protected] 7 points 1 year ago

Powodzenia! Nie wpuszczajcie policji i przychodniarzy. :)

view more: next ›

obywatelle

joined 4 years ago